Czegoś takiego już dawno nie przeżyłam. Zdarzalo mi sie w tygodniu premierowym natrafić na pełną salę kinową, ale byly to zwykle filmy dla tak zwanej szerokiej publiczności. Film " Ludzie Boga "- o jakby wydawałoby sie raczej mało atrakcyjnym temacie codziennego życia katolickich mnichów - jest w moim niemieckim mieście wyświetlany już od przeszło miesiąca i nie spodziewalam sie, że zastanę salą wypełnioną do ostatniego miejsca, a ci , którzy przybędą do kina po mnie zdecydują się nawet na spędzenie wieczoru na stojąco opierając sie o ławę barową kasy (krzesełka barowe tez zostaly zajętę). Trudno się dziwić, że początkowe dyskusje wszystkich zebranych toczyły się wokół przepisów przeciwpożarowych. Reklamy na plakatach "Sensacyjny sukces: ponad 3 miliony widzów w samej Francji" powinnam była potraktować bardziej informacyjnie.
Film relacjonuje prawdziwą historię małej wspólnoty trapistów z Tibhirine, klasztoru w górach Atlasu, w Algierii. W roku 1996 siedmiu z nich zostalo uprowadzonych z klasztoru, a po dwóch miesiącach zostały odnalezione tylko ich glowy. Okoliczności śmierci nie zostały do dzisiaj wyjaśnione i mimo, że do tego czynu przyznała sie jedna z organizacji terrorystycznej podejrzenia rozciągają się nawet i na rząd.
Autorzy filmu jednak nie podjeli tematu poszukiwania winnych, ich film jest hołdem dla zmarłych i skrupulatnie odtwarza codzienne życie zakonników w warunkach pojawiającego się zagrożenia. Zyjąc pod nieustanną groźbą śmierci jaką decyzję powinno się podjąć będąc odpowiedzialnym za siebie, zakon/rodzinę i tyle innych osób? Francuscy mnisi mogą zawsze powrócić do swojego rodzinnego kraju, jednak ludzie, którymi się opiekują, nie mają dokąd uciec.
Film zdecydowanie nie jest ani antyislamski, ani antyreligijny, nie zajmuje się rozstrząsaniem problemów politycznych, a jedyna brutalna scena pojawia się krótko w pierwszej części Przemoc jest owszem tematem tego filmu, lecz nie jest eksponowana wizualnie. Jeśli ktoś się spodziewa dzieła rodzaju "Shooting dogs", to może się rozczarować, realizacja "Ludzi Boga" dużo bardziej przywodzi na myśl "Wielką ciszę".
Wielką siłą tego filmu jest fakt, że można go oglądać na bardzo wielu poziomach uczuć i zrozumienia. Osoby niewierzące odnajdą w nim wiele głębokich myśli i symboli humanistycznych. Osoby religijne mogą go przeżyć w świetle daleko idących odwołań chrześcijańskich.
Gorąco, gorąco polecam. (mimo zmiany polskiego tytułu z " O ludziach i bogach / Des hommes et des dieu "na "Ludzie Boga"; )
zdjęcie archiwalne |
Na stronie internetowej filmu dokumentalnego z roku 2006 p.t. "Le testament de Tibhirine" można też zapoznać się z dokumentami archiwalnymi. Rzeczywistość wyłaniająca się z tamtych zdjęć zdaje się być jeszcze bardziej surową, niż ta przedstawiona w filmie...
Świetny film.
OdpowiedzUsuńświetny film - jak wyżej.
OdpowiedzUsuńmuszę strzelić tekst na jego temat bo nie wytrzymam.
Postaram się obejrzeć w najbliższym czasie
OdpowiedzUsuńFilm jest warty i obejrzenia i recenzji.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym taką ubierającą emocje w słowa, ja po seansie niepotrzebnie zerknęłam na filmweb i byłam w stanie pisać tylko o faktach.
U nas premiera tego filmu połączona była z losowaniem kosza klasztornych specjałów. Ciekawe,, czy jednym z podarunków była benedyktyńska cierpliwość. :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie oglądałam, ale postaram się zdobyć jak tylko trafi na DVD. Po takiej recenzji nie mam wyboru!
Cierpliwość do stania w kasie byłaby jak znalazł, ponoć i w polskich kinach nie było to takie łatwe zdobyć bilet na seans."Zaskakujący sukces" był w tym wypadku niekoniecznie sloganem.
OdpowiedzUsuńKosz specjałów powiadasz. Ciekawie jest teraz pójść do kina w naszym kraju ;)
Będę wypatrywać Twoich wrażeń :)
Nam nie udalo sie wejsc na pierwszy seans, na ktory sie wybralismy (pelny), a na nastepnym tez bylo sporo osob. A ogladalismy film w "bezboznym" Cannes...
OdpowiedzUsuńNo, moje miasto też nie cieszy sią sławą wielkiej pobożności, i nawet wieki minione nie są tu w stanie czegokolwiek zrekompensować. :)
OdpowiedzUsuńTo wielkie zainteresowanie można w wieloraki sposób interpretować, osobiscie widzę w nim potrzebę autentyczności i wielkości bez tego całego współczesnego świata mediów, PR i innych publicznych przedstawień.