Motto

Najpiękniejsze morze jeszcze nieujrzane
Najpiękniejsze dziecię śni jeszcze w kołysce,
Dni, te najpiękniejsze, są jeszcze przed nami,
A to, co chciałem ci powiedzieć, to najpiękniejsze
jeszcze niewypowiedziane.
(
tłum.własne wiersza Nâzım Hikmet)

niedziela, 30 maja 2010

Cairo Time/ W Kairze


Cairo Time/ W Kairze

O tym filmie dowiedziałam się z tego posta na blogu Gosi. Gosia pisze o subtelności i delikatności tego romansu, a ja oczarowana tym filmem mogę też tylko zachęcać innych, iż otrzymałam więcej niż historię miłosną.


Film zaczyna się przyjazdem Kanadyjki na urlop w Egipcie.Urlop trwa, choć nie może się rozpocząć. Miał zostać spędzony wspólnie z mężem, ale jest spędzany w oczekiwaniu na jego przybycie. Czas wypełnia poznawanie Kairu w towarzystwie zaprzyjaźnionego z mężem Egipcjanina.


Film w bardzo sympatyczny sposób podkreśla różnice kulturowe prowadząc nas dróżkami turystycznymi  w zaułki małych i dużych problemów naszego świata, by zakończyć się w połowie wspólnej drogi na piramidę. :) Obie postacie tego filmu w wspaniały sposób reprezentują najlepsze cechy swoich kultur, a we mnie ten film nastrojem budowanym piękną muzyką i obrazami rozbudził tęsknotę zobaczenia Kairu, Matki świata.

Na oficjalnej stronie filmu wypełnionej pochwalnymi recenzjami znalazłam cytat z Baśni tysiąca  i jednej nocy :
He who hath not seen Cairo hath not seen the world. Her soil is gold; her Nile is a marvel; her women are like the black-eyed virgins of Paradise; her houses are palaces; and her air is soft, as sweet-smelling as aloe-wood, rejoicing the heart. And how can Cairo be otherwise, when she is the Mother of the World? 
I znów przypomina mi się zdanie z "Malowanego welonu" - Czasami największą podróżą jest dystans pomiędzy dwojgiem ludzi"


Film ukazał sie już na DVD w Kanadzie, ale mam nadzieję, że trafi też do dystrybucji w Polsce i że nie obdarzą go żadnym tytułem w stylu "Miłość w Kairze" czy "Zakochany Kair". Jeśli tytuł już musi ocierać się o kicz, to ja bardzo poproszę " Przed wschodem kairskiego słońca" :)

Aktora grającego główną rolę znam z czasów, kiedy nazywał się Siddig El Fadil. Obecnie używa nazwiska Alexander Siddig. A dzięki IMDB wiem, że tak naprawdę to nazywa się Siddig El Tahir El Fadil El Siddig Abderahman Mohammed Ahmed Abdel Karim El Mahdi. Przeczytałam to kilka razy, ale Alexandra nie znalazłam.

piątek, 14 maja 2010

In Treatment - najlepszy serial, jaki kiedykolwiek widziałam

Tym, którzy -chętnie czy nie- rozpaczają nad przerostem formy nad treścią polecam z całego serca " In treatment". Bynajmniej nie zalecam tym zdaniem leczyć się psychiatrycznie, tylko namawiam do obejrzenia serialu HBO pod takim tytułem. Serial (będący amerykańską wersją izraelskiego BeTipul) oferuje czysty minimalizm od strony formalnej, rozgrywa się od (tylko 25 minutowego) odcinka do odcinka prawie wyłącznie na kanapie w gabinecie psychoterapeuty, a za cała fabułę służą dialogi (niekiedy i ich brak ) między owym psychoterapeutą  Paulem (tutaj rewelacyjny Gabriel Byrne) i jego pacjentami.

Tych, którzy preferują formę nad treścią też namawiam do odkrycia nowych światów-sposób wysławiania się niektórych osób buduje niezwykłe rusztowania aż pod niebo- warowne, piękne, chwiejne, przy czym autorzy scenariusza z niezwykłą precyzją zadbali, by każdy słowo i szczegół miały swoje uzasadnienie (nawet godziny wizyt pacjentów mają swoje daleko idące w skutkach konsekwencje), a emocjonalnie na ekranie rozgrywa sią tak wiele, że jedno jedyne przesunięcie kamery z  lewej strony głowy psychiatry na prawą powoduje wstrzymanie oddechu widza. Słowo "akcja" nabiera w tym serialu nieznanych dotąd znaczeń ;)


Oczywiście powstaje pytanie, czy przegadane sesje psychoterapeutyczne jakichs zapewne przegranych mogą w ogóle być skonstruować coś ciekawy serial tv? Czy może być coś gorszego niż grzebanie w  duszy innych ludzi? No i psychoterapia jako taka. Kto normalny tak naprawdę potrzebuje psychoterapeuty? I jak się z kimś takim identyfikować?

Co mamy. Każdy odcinek to spotkanie z jedną osobą. Po pięciu odcinkach ta osoba powraca. W sezonie pierwszym w poniedziałek spotykalismy Laurę, we wtorek Alexa, w środę Sophie, w czwartek małżeństwo Amy i Jacka, by wreszcie w piątek z zaskoczeniem spotkać naszego psychoteraupetę Paula też na kozetce innego psychoterapeuty Giny. Z biegiem czasu (9 tygodni)  poznajemy te osoby w sposób, które one same by siebie nigdy nie poznały, by po chwili musieć porzucić nasz obraz i przebudowywać wszystko na nowo. Ponoć w USA (jak na początku i w Niemczech) odcinki  transmitowano codziennie, co siłą przyzwyczajenia mocniej angażowało widza. Oczywiście są rozmowy o seksie, przemocy w rodzinie, inicjacjach, dzieciństwie, uzależnieniach,  psychogierki słowne,  manipulacje, próby przejęcia władzy czy odzyskania kontroli, zabawy w pana Boga, nieoczekiwane wybuchy i przełomy, tragedie i farsy,   wszystkie te  instrumenty  (nad)używane w serialach filmowych, by przykuć uwagę odbiorcy, ale mimo wszelakich trików  jest  to serial, któremu udaje się wyjątkowo wiarygodnie i nie na wycinki pokazać autentyczną głębię ludzkich motywacji, tego przemieszania własnych wyobrażeń i działań z intencjami i impulsami wraz w zestawieniu z ich konsekwencjami dla wnątrza. Nawet jeśli dostrzega się sznurki, to wciąż czuje się ich siłę.





Aktorsko serial jest na najwyższym poziomie, myślę też, że i dla aktorów ten serial musiał być wyzwaniem. Na pewno będę śledzić dalsze poczynania każdego z nich. Szczerze powiedziawszy, aż się boję siegnąć po drugi sezon (w USA powinien być niedługo nadawany trzeci, co ponoć stawia autorów przed nowym zadaniem, jako że orginalny senariusz został już wyeksploatowany)  nie wierząc tak do końca, że autorzy mogą teraz uniknąć powtarzania schematów czy spłaszczenia charakterów.
Pytaniem powracającym w pierwszym sezonie jest  i dyskurs, czy wiedza o przyczynach własnego działania poprawia je, czy mu szkodzi; krótko mówiąc, sens terapii jako takiej i już to wprawiło mnie w zachwyt.Bo rzeczywiście jest o czym dyskutować.  Pod koniec sezonu dowiadujemy się nawet , że psychoterapia jest w sumie prostytucją, skoro opiera się na opłacie za domniemane symulowanie uczuć i poruszanie intymnych spraw, które przecież powinny być tylko udziałem rodziny.



Jako widzowie zauważamy, jak  Paul stara się stworzyć sytuację terapeutyczną (w sensie: leczącą) i jak często napotyka się na własne ograniczenia. Pod koniec pierwszego sezonu musi skonfrontować siebie samego jako terapeutę z sobą samym jako...  no własnie kim,  mężczyzną, mężem, ojcem.?

"Niekiedy największą podróżą jest pokonanie dystansu między dwojgiem ludzi".
Nie dla psychoterapeuty. Jego związek z pacjentami nie ma prawa być natury prywatnej. On jest tylko przewodnikiem w sumie sobie też nie do końca znanym świecie, został opłacony za  komfortowe i bezpieczne przeprowadzenie na drugi brzeg rzeki z oczywistym zobowiązaniem pozostawienia własnej duszy i serca w domu.  Po tym serialu muszę powiedzieć, że podziwiam lekarzy, spowiedników i wszelkiego rodzaju pomocników "zagubionych", którzy w swoim profesjonalizmie nie popadają ,ani w znieczulicę, ani w jakieś kompleksy Boga. Oddzielanie  prywatnych emocji od poczynań zawodowych jest zawsze zagrożeniem, czy człowieczeństwa, czy zwykłej integralności wlasnego "ja" i wymaga niesamowitej stabilności wewnętrznej. (Przykład Alexa pokazuje akurat, że to rozdzielenie może być tak naprawdę złudzeniem umysłu.)



To rozszczepienie nie jest problemem  Paula, wręcz przeciwnie, on ostatecznie nie umie się nie angażować. Jego emocje- naturalne drogowskazy i sprzymierzeńcy -  są mu wsparciem w pracy z pacjentami, jego wielką siłą w sukcesie zawodowym i oczywiscie - bardzo teatralnie - są też jego słabością i wrogiem. To czyni go sympatycznym w oczach publiczności, ale dla mnie jest jedynym zarzutem, który postawiłabym temu serialowi; chętnie ograniczyłabym te "wybuchy słabości"  do wspaniałych pojedynków słownych między nim i Giną.

Jak widać, nie znam się na psychologii i myślę, że dawno odhaczony rok obowiązkowego kursu na studiach nie uprawnia mnie do mówienia na temat specjalistycznych pojęć (typu "przeniesienie "), które padają czasami na ekranie. Sądząc jednak po odkrytym przypadkowo fakcie, że i nawet fora psychologiczne podjęły temat " In treatment" jako przedmiot badań, muszą być te pojęcia całkiem dobrze ugruntowane.

Wiem, że serial niestety nie był jeszcze transmitowany w Polsce. Pierwszy sezon ukazał się już na DVD, wsród chyba 10 języków napisów do wyboru nie ma niestety polskiego.Bardzo szkoda. Jeśli ktoś ma jednak możliwość siągnięcia po ten serial, gorąco polecam.

środa, 12 maja 2010

Jane Eyre 2011- pierwsze zdjęcie

Kiedy w zeszłym miesiącu wszystkie blogi poświęcone Bronteana opublikowały pierwsze zdjęcie  z najnowszej ekranizacji Jane Eyre pochodzące z artykułu w Timesonline pod jakże straszliwym tytułem  "Brooding Brontës replace Austen as ‘bonnet drama’ returns" nabrałam wielkiej ochoty obejrzeć kolejny raz tę historię, mimo, że znam ją już  niemalże na pamięć. 
 (to zdjęcie pochodzi z tego artykułu)

Ta obsada rokuje calkiem udane przedsięwzięcie: Rolę Rochestera dostał Michael Fassbender rezygnując tym z roli Heathcliffa w mającej rozpocząć się właśnie na dniach ekranizacji Wichrowych Wzgórz 


Rolę Jane Eyre otrzymała Mia Wasikowska, którą większość już zna z najnowszej "Alicji w Krainie Czarów", ja natomiast -tylko-  z rewelacyjnego serialu " In Treatment", (o którym po pierwszym sezonie śmiem powiedzieć, że jest najlepszym serialem, jaki kiedykolwiek w życiu widzialam i) w którym Mia miała okazję wykazać się świetnym  warsztatem aktorskim.

Reżyserią zajmuje się Cary Fukanaga, którego autorskie "Sin nombre" dopiero teraz trafiło na ekrany kin niemieckich. W wywiadach na temat Jane Eyre obiecuje opowieść gotycką, dużo "ciemniejszą" niż dotychczasowe.

Prace filmowe rozpoczęły się pod koniec marca i na pewno przyjdzie nam czekać do końca roku na premierę, ja mam tylko nadzieję, że film zostanie ukończony bez żadnych komplikacji, jakie towarzyszyły i nadal towarzyszą ekranizacji życia sióstr Bronte; zamierzenia z roku 2008 , zamierzenia na 2011 i stan obecny(?).Na pociechę mozna znaleść na youtubie francuską wersję z 1979  " Siostry Bronte " (Les soeurs Brontë) z napisami hiszpańskimi , anielskojęzyczną dokumentację BBC " In search of Bronte" z 2003 z napisami greckimi (oba filmy są niestety nie do zdobycia na rynku)  tudzież sięgnąć  po poprzednie wersje filmowe Jane Eyre. IMDB informuje, że wersja Fukanagi bedzie już 22 ekranizacją (!), z czego moim zdaniem najmniej trzy są warte obejrzenia. O wciąż żywym zainteresowaniu wersjami filmowymi  świadczy i fakt, że własnie wydano po raz pierwszy na DVD ekranizację z roku 1944 z Orsonem Wellsem i Joan Fontaine (na rynku niemieckim będzie w czerwcu). Do premiery filmu zamierzam nadgonić braki znajomości wcześniejszych wersji, po dawnych już zachwytach wersjami Franco Zeffirelli  (1996), Sandy Welch (2006), Roberta Young (Ciaran Hinds 1997) planuję obejrzeć seriale z lat siedemdziesiątych (S.Cusack) i osiemdziesiątych (T.Dalton), mając nadzieję, że na czas seansu  uda mi się wyłączyć poczucie humoru.

Update:

Swiatowa premiera Jane Eyre 2011 przewidziana jest na  11 marca 2011. Film ma jak na razie ograniczenia wiekowe PG-13 ze względu na "sceny nagości"... Ale zwiastun jest na razie b.o.


Edycja z 10.2.2011
Pierwsze klipy :


Więcej klipów klik tu , klik tutaj i tez klik tutaj. Jeszcze jeden TUTAJ
Nowe zdjęcia klik tu.
Premiera w Niemczech przewidziana na 8.9.2011, pewnie w Polsce będzie w podobnym czasie :(
Pojawiły sią też rozmaite wywiady i tzw.B-rollki :
B-roll nr 1 ,B-roll nr 2, B-roll nr 3, B-roll nr 4.

poniedziałek, 3 maja 2010

Partir / die Affäre/ Leaving

Partir / die Affäre/ Leaving

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak  mogłaby się potoczyć dalej historia Lady Chatterley? Ja w sumie jak dotąd nie ;), ale po spotkaniu z "Partir" myslę, że mogłaby właśnie chociażby  i w ten sposób.
Historia tego filmu rozgrywa się współczesnie, jest opowiedziana  dość podobnie jak najnowsza wersji "Lady Chatterley " i w prosty sposób pokazuje, że świat nie zmienił się tak dużo mimo osiągniętego w międzyczasie -i  tak wyczekiwanego przez D.H. Lawrence'a - wyzwolenia seksualnego.  A w tym filmie  w naszych wyzwolonych czasach tylko jeden niechciany pocałunek  jest  w stanie zmienić całe życie bohaterki...
Chociaż wymowa tego filmu jest na wskroś przygnębiająca i chociaż chciałoby się tu i tam nieco pogłębienia wątku czy  więcej tła dla bohaterów, to kreacje aktorów (Kristin Scott Thomas, Sergi López i  Yvan Attal)  są niezaprzeczalnie warte sięgnięcia po ten film...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...