Motto

Najpiękniejsze morze jeszcze nieujrzane
Najpiękniejsze dziecię śni jeszcze w kołysce,
Dni, te najpiękniejsze, są jeszcze przed nami,
A to, co chciałem ci powiedzieć, to najpiękniejsze
jeszcze niewypowiedziane.
(
tłum.własne wiersza Nâzım Hikmet)

sobota, 4 grudnia 2010

Advent, Advent, die erste Kerze brennt...

Najnowszy kalendarz adwentowy firmy Haba :  Engelstanz (Anielski taniec) 
Kojarzy mi się ze strasznym zabieganiem zakupowym ;)
Jeśli kiedykowiek wyprowadzę się z Niemiec (i wprowadzę oczywiście do Pemberley), to na pewno zabiorę ze sobą kilka tradycyjnych  niemieckich zwyczajów wyczekiwania Swiąt Bożego Narodzenia. Ani ja, ani dzieci nie potrafimy  sobie wyobrazić tego czasu bez symboliki wieńca adwentowego, emocji kalendarza z 24 drzwiczkami czy atmosfery jarmarku adwentowego. Ten ostatni byłoby raczej trudno zabrać ze sobą  do innego kraju, ale wszystko inne każda mama tutaj umie oczywiście zrobić sama. I robi. Rok w rok nowy wieniec, raz na kilka lat w zależności od wieku dzieci i stanu zużycia poprzedniego nowy kalendarz adwentowy. Naprawdę nie wiem, kto co roku kupuje te miliony fabrycznych gotowców z czekoladkami, figurkami szklanymi, kamieniami szlachetnymi, ozdobami z Betlejem czy klockami Lego. Moi znajomi w najgorszym wypadku twórczej niemocy rozwieszają sznurek od prania wzdluż ściany zawieszając na nim 24 różne torebeczki na malutkie, niekiedy też i kupne drobiazgi. Ale na polskiej stronie wikipedii czytam, że w Polsce kalendarze adwentowe najczęściej robią dzieci.? hmm? Dzieci przygotowywują niespodziankę same dla siebie? Czy chodzi o pierwotną wersję okienek z obrazkami, czy może o sławne zestawy pudełek od zapałek? Oj, dawno w kraju nie byłam... :(
Wallenfels’sches Haus w Gießen (Hesja) udekorowany w formie kalendarza adwentowego.  fot. wikipedia
Początkami kalendarza adwentowego sięgają polowy XIX wieku, ale chcę tym razem napisać o współczesnych i trochę mniej znanych formach tej tradycji,  tzw "żywych" lub "żyjących kalendarzach adwentowych" w nowoniemieckim ;) zwanymi też" interaktywnymi". Parafie lub rady miejskie organizują co roku 24 różne miejsca codziennych spotkań, prosząc  mieszkańców o zgłaszanie dotsępnych pomieszczeń. W dużych centrach za tego typu miejsca spotkań służą  salon fryzjerski i  apteka, kiosk ruchu i kwiaciarnia, a w mniejszych także osoby prywatne otwierają drzwi mieszkań. Każdego dnia przed odpowiednim domem  figuruje wielka cyfra ogłaszająca i przypadkowym przechodniom, któryż to dzień adwentu właśnie mija. Na tych zwykle krótkich spotkaniach niekiedy się śpiewa, czasami słucha opowieści ( niekoniecznie biblijnej czy nawet chociaż adentowej) i  zwykle można się najeść się spekulatiusów lub napić wina grzanego. Zywe kalendarze adwentowe powstały z reakcji na wszechorganizającą komercjalizację świąt  i miały służyć wewnętrznemu wyciszeniu. Chociaż w Niemczech akurat przez cały rok nie ma niedziel handlowych i marketing okołoświąteczny zupełnie nie osiąga wymiarów amerykańskich, wołania o powrót do tradycji chyba są głośne w każdym kraju.  A żywe kalendarze adwentowe są teraz też i nietypową metodą nawiązywania nowych więzi międzysąsiedzkich:)
Jarmark adwentowy w skansenie pod Hagen
Oczywiście powszechność kalendarzy w adwencie wykorzystują i duże firmy włączając się w nurt odliczania dziennymi  przecenami  czy konkursami.  Blogowiczów może zainteresować popularność książek (w tym roku szczególnie kryminałów) zawierających 24 opowiadania tudzież internetowe kalendarze wydawnictw książkowych. Polecam stronę internetowego tłumacza Leo tudzież Instytutu Goethego. Instytut swego czasu  zorganizował konkurs " Historia przyjażni - moja ulubiona książka", a najlepsze prace zostały opublikowane w wydawnictwie Hueber ( Hueber-Verlag). Teraz w internetowym kalendarzu adentowym Instytutu  można codziennie przeczytać jedną - i jak podkreślają autorzy proszący o pozwolenie o kicz- nawet i miłosną historię spotkania z książką. Teksty dostępne są w języku niemieckim i angielskim. Swoją droga, czy spisanie osobistych przeżyć związanych z książkami- towarzyszami na całe życie nie byłby ciekawym pomysłem na kolejny zespołowy blog po polsku? 

Wieniec adwentowy na pulp
Nie mogę nie wspomnieć kalendarzy wiążacych się z przesłaniem Adventu, Bożym Narodzeniem - tak np. wyglądają kalendarze diecezji  spirskiej i kościola luterańskiego. 

O wieńcu adwentowym, który z  kolejną zapalaną świecą coraz bardziej rozświetla  mrok, by rozbłysnąć pełnym światłem na Swięto Narodzin Pańskich napiszę chyba już dopiero w przyszłym roku. Tym razem mam propozycję tylko dla odważnych :  Adventkranz for PC.
 
Bardzo serdecznie przepraszam wszystkich miłych ludzi abonujących tego bloga za nieautoryzowany :) post z środy. Wspólna praca nad zdjęciami wraz z dwuletnim blogowiczami okazała się być bardzo pouczającą. Teraz wiem, że któryś z klawiszy po lewej stronie klawiatury ma funkcję publikacji i zapewne kiedyś się jeszcze dowiem, który to dokładnie.Gorąco przepraszam.
Wszystkim życzę radosnego czasu wyczekiwania Swiąt!

7 komentarzy:

  1. I ja sobie już braku tradycji adwentowych nie wyobrażam. Kalendarz adwentowy mam w tym roku bardz przygodowy, codziennie miejsca ukrycia prezenciku trzeba szukać a córka mi oświadczyła, ze wolałaby ze sklepu, najlepiej z Lillifee :( Łoo matko, człowiek się nakombinuje a dziecko nie doceni:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taa, bez pomysłów dzieci byśmy pewnie umarły z nudów :)
    My też chowamy "większe drobiazgi" w różne miejsca, a do kalendarza wkładamy karteczki ze wskazówkami miejsca ukrycia napisane skomplikowanymi polskimi gryzmołami, coby pobudzić najstarszą do czytania w tym języku. Jest dużo zabawy. Ale mała miała swego czasu kalendarz z Playmobil i może teraz bardziej docenia?

    A Lillifee była dla mnie optycznym przekleństwem czasu przedszkolnego, na kursie tańca wszystkie dziewczynki miały butelki do picia z Lillifee, torebki z Lillifee... na moje szczęscie Szprotka twierdzi, że nie lubi różowego koloru.
    Trzymam Ci kciuki, żebyś się nie dała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, moja róż uwielbia i po ostatnich urodzinach ma plecak i butelkę z Lillifee. Ale tak serio, juz wole optykę Lillifee niż jakieś potworkowate pet shopy czy inne barbie. Ta Lillifee przynajmniej jak człowiek wygląda. U nas nadal króluje mój kalendarz i Pięciolatka wciągnęła się w szukanie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i wdepnęłam w Fettnäpfchen ;)( czy Tobie to okeślenie też się kojarzy z mokrym psem nad miską tłuszczu?).Lillifee absolutnie jest lepsza od Barbie i Petshopków, howgh :)
    My tutaj mamy całkiem dobry dostęp do produktów japońskich, wiec za przedszkolnych czasów królowali u nas Hello Kitty i Thomas. Ale niedługo to już pewnie Orlando Bloom zawiśnie na scianie.
    Czy wy też na Mikołaja czyścicie z dziećmi buty i wystawiacie je przed drzwi?

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię te niemieckie tradycje. Od zawsze były mi bliskie, bo choć moja mama nie robiła kalendarzy adwentowych, to odkąd pamiętam, co roku taki dostawałam. Moja siostra zjadała czekoladki za jednym zamachem, ja za czekoladą nie przepadałam i dzieliłam się z nią moimi. A po świętach wycinałam postacie z ilustracji i sklejałam taśmą klejącą w miejscach, gdzie akurat były okienka. Do dziś mam całą teczkę tych postaci, którymi bawiłam się przez kilka lat.
    Wieniec u nas w rodzinie też był. Co roku też odwiedzając rodziców w Berlinie odwiedzam jakiś Weihnachstsmarkt, z reguły wcale nie najładniejszy, ale ulokowany korzystnie. I mam wiele uciechy wąchając wszystkie smakołyki - jedzenie już takiej frajdy nie sprawia, ale wąchanie i oglądanie są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chihiro, z tego co teraz czytam tu i na twoim blogu, to miałaś dzieciństwo całkiem podróżne, by nie powiedzieć podróżnicze.Czy widzisz to dzisiaj tak samo jak wtedy ?
    Wycinanki z dzieciństwa też mi się kojarzą bardzo świątecznie, chociaż akurat za moich -polskich-czasów kalendarze adentowe z czekoladkami były zupełnie nieznane- tych też nie lubię, chociaż pewnie przy wersji firmy Lindt nie powiedziałabym "nie" :) Pozdrawiam Albion

    OdpowiedzUsuń
  7. Średnio podróżne. Tzn. dwa razy w roku jeździło się na wakacje za granicę, i to czasem całkiem daleką granicę :) Mój tata, z racji swojej pracy, w Niemczech bywał średnio co dwa miesiące przez kilka lat, a my całą rodziną raz w roku jeździliśmy do Berlina na wielkie zakupy (także wtedy, gdy Berlin jeszcze był podzielony). Wtedy faktycznie wydawało mi się, że podróżujemy dużo i jak na polskie dziecko sporo widziałam. Jednakże porównując się do niektórych moich znajomych, którzy wychowywali się w wielu krajach, my jednak mieliśmy "bazę domową" w jednym kraju, a nasze wyjazdy były typowo turystyczne.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę niezalogowanych użytkowników o podpisywanie się jakimś nikiem. Chciałabym (i pewnie też czytelnicy) móc odróżniać anonimowego komentatora z piątku od anonimowego komentatora z niedzieli.


Być może upłynie kilka dni, zanim będę mogła odpowiedzieć, ale cieszę się z każdego komentarza. Dziękuję za trud dialogu :)i zapraszam znów.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...