A single Man /Samotny mężczyzna
O tym filmie mówiło się już sporo. Debiut reżyserski Toma Forda znanego -innym - ze świata mody przyjęto początkowo ze zrozumiałym sceptycyzmem, który szybko zalała fala nagród i pochwał. Powstał film zdecydowanie autorski, osobisty. Oparty o nowelkę Christophera Isherwooda (u nas znanego z ekranizacji innej noweli - Kabaret) odziaływuje na widza niesamowitą wizją współczesnej estetyki przeniesionej w lata sześćdziesiąte.
O tym filmie mówiło się już sporo. Debiut reżyserski Toma Forda znanego -innym - ze świata mody przyjęto początkowo ze zrozumiałym sceptycyzmem, który szybko zalała fala nagród i pochwał. Powstał film zdecydowanie autorski, osobisty. Oparty o nowelkę Christophera Isherwooda (u nas znanego z ekranizacji innej noweli - Kabaret) odziaływuje na widza niesamowitą wizją współczesnej estetyki przeniesionej w lata sześćdziesiąte.
"Kochankowie są jak autobusy, trzeba tylko odpowiednio poczekać, aż przyjedzie następny"- mówi nowo poznany mężczyzna do bohatera, dla którego życie straciło sens po śmierci partnera. Humor i dramat mieszają się ze sobą, przechodząc w trwałą melancholię, a obrazy i muzyka pogłębiają ten stan w zaskakująco niedepresyjny sposób.
To jeden z tych filmów, które godzą nas, widzów na moment ze światem. Nawet jeśli nas nie przemieniają, pozostaje wrażenie, że na krótką chwilę ruchome puzzle złożyło się w całość i zdradziło swoja zawartość w postaci symbolu smiley :)
Muzyka współautorstwa naszego rodaka Adama Korzeniowskiego (teraz: Abel Korzeniewski) jest warta wiecej niz wspomnienia, podobnie jak i rewelacyjna gra Colina Firtha, który ma w tym filmie chyba rolę swojego życia.
Przepiękny film, a czy mądry lub dobry- to pozostaje samemu ocenić, najlepiej w kinie. Mi bardzo przypominał "Elegię (Elegy)". Tik ,tak, tik, tak... przemijamy...Film spojrzeń
Przepiękny film, a czy mądry lub dobry- to pozostaje samemu ocenić, najlepiej w kinie. Mi bardzo przypominał "Elegię (Elegy)". Tik ,tak, tik, tak... przemijamy...Film spojrzeń
PS: Jesli komuś twarz Nicholasa Houlta powyżej wydaje się być znajomą, tylko nie wiedzieć dlaczego, to przypominam - osiem lat temu był taki film "Był sobie chłopiec (About a Boy)"...
Och, Pem, widziałaś, jak widzę, ten film. Bardzo go jestem ciekawa. Podobno Colin w wywiadzie powiedział, że był zdumiony propozycją reżysera, bo sam nie obsadziłby się w takiej roli, ale po zagraniu w tym filmie bardzo był zadowolony, że zgodził się na tę propozycję. Cieszę się, że Ci się film spodobał. Obawiałam się, że jest może przereklamowany, ale widzę, że nie. Będę polować. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękny, unikalny, głęboki, a jednocześnie niezwykle subtelny film. Zostaje w pamięci.
OdpowiedzUsuń(Skojarzył mi się ze "Śmiercią w Wencecji" Viscontiego... i chyba nie tylko przez podobieństwo wątków ;) )
Scena, w której grany przez Colina Firth'a mężczyzna dowiaduje się o śmierci swojego partnera (kochanka) jest bez wątpienia jedną z najbnardziej poruszających (i genialnie zagranych) scen w kinie ostatnich paru lat.
Gosiu, nie znałam tej wypowiedzi Colina, ale to prawie jak z rolą Pana Darcy ;) filmowi rzeczywiście stawia sie zarzut bycia reklamą samego siebie i jestem ciekawa, jak Ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńLogosie, ciekawe to skojarzenie ze Smiercią w Wenecji, bo ją łaczę bardziej emocjonalnie z tematyką Lolity. Ta poruszająca scena, o której piszesz przypomniała mi Brokeback Mountain i w trakcie filmu zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie był to aby śmiertelny wypadek na tle homofobii. Mi z filmu pozostanie na pewno wspomnienie ostatniego życzenia " węzła windsorskiego".
OdpowiedzUsuń